Dębica, lipiec, widok z Kopalin |
Dlaczego te osoby, które przystępują do spowiedzi, czy przychodzą do komunii trwają równocześnie w chronicznym smutku?Dlaczego Pan Bóg pragnie tej naszej radości, a z drugiej strony my jej nie doświadczamy?
Pan Bóg bardzo pragnie przyjść do nas i obdarować nas szczęściem za darmo. Ale, rzecz w tym, że my tak naprawdę tego daru zbawienia i szczęścia nie chcemy. Ktoś może zapytać: Jak można nie chcieć szczęścia? Kto nie chce szczęścia? My?! Coś tu nie pasuje.
Otóż my przyjęlibyśmy od Boga zbawienie, szczęście, radość, ale…
Ale pod warunkiem że to wpisze się w moje dzisiejsze status quo. Że niczego nie będę musiał się wyrzec, że to się wpisze w moje oczekiwania. Pod warunkiem że coś się stanie, albo się nie stanie. Wtedy to szczęście i spełnienie przyjmę.
A może uważam, że nie potrzebuję szczęścia, ani zbawienia, bo wszystko w moim życiu jest w porządku? Być może nie zdaję sobie sprawy, że jestem "pozamykany na życie", albo, że brak mi wiary i nie pozwalam Panu Bogu wejść bo nie wierzę w Jego moc uzdrowienia. Albo może jesteśmy zbyt mocno zanurzeni w tym świecie. Winko dobre w piwnicy stoi, różne rozrywki zapewnione, wygody, wszystko robimy dobrze, i w sumie nie bardzo chce nam się wychodzić z tych wygód. Nie chce się nam zejść w głąb naszych serc i zobaczyć od czego tak naprawdę Pan Bóg chce nas wyzwolić.
Zamiast wypierania się tego jaki jestem, jakie mam słabości, trzeba zobaczyć jakim jestem naprawdę i nie wypierać się tego. Poddać się Bożej pedagogii. Życie jest największą w historii ludzkości wyprawą ratunkowa po nasze serca. Jestem dobrym człowiekiem, jestem głęboko wierzący — myślimy sobie — więc nie potrzebujemy żadnych zmian. Nie potrzebujemy nawrócenia. To jest taktyka diabła, która usypia naszą czujność. Musimy wejść wgłąb siebie i odszukać korzenie zła. Grzech, który nas trapi. Pozwolić Bogu zrobić remont kapitalny w duszy. Tymczasem próbujemy bronić swoich wartości poprzez wypieranie się prawdy i wmawianie sobie, że jesteśmy dobrzy.
Kiedy się pozamykamy to ten nasz grzech, zamyka się w naszym wnętrzu i objawia się później tym, że jesteśmy chronicznie smutni lub rozdrażnieni. Albo w niecierpliwości. Albo w tym, że nie mogę się skupić na modlitwie...
To są symptomy nieznanej choroby, nieujawnionego grzechu, który we mnie tkwi. Pan Bóg przychodzi i mówi "kocham cię, otwórz się na Mnie", a człowiek się boi, że jak się otworzy, to ten brud wyjdzie na wierzch i pokaże prawdę o nim. Bowiem jeśli się człowiek otworzy, to odkrywa podstawą prawdę, że jest grzesznikiem. Przychodzi więc natychmiast pokusa aby ponownie się zamknąć. Bo to jest najwygodniejsze. Nie trzeba nic robić.
Otwarcie częściowe też niczego nam nie da. Uznanie, że owszem mam jakieś drobne grzeszki, więc się z nich wyspowiadam. Bo dopiero człowiek, który otworzy się całkowicie zrozumie, że potrzebuje Boga aby Ten go poprowadził. Sam siebie z grzechu nie wyciągnie. To tak jakby człowiek wpadł do bagna i sam chciał się wyciągnąć za włosy. Aby przyjąć Bożą pomoc musisz zrobić wszystko na ten moment rozumiesz że powinieneś zrobić aby ją uzyskać. Największym grzechem jest nasza pycha która nie pozwala dokopać się do naszego grzechu, uznać się grzesznym i zobaczyć ten grzech, który nas pożera. Skonfrontować się z tym bólem który jest związany z odkryciem własnej grzeszności.
"Otwórz się, kocham cię".
ks. Teodor konferencja 1. "Serce rodziny bez pancerza"
Żródło: https://gloria.tv/post/cjySLjuZDYzu4XSanN1nnoW21
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz