Gębiczyna |
Teresa przypisze Duchowi Świętemu działanie przemieniające w procesie rozwoju duchowego, które wyrazi w metaforze przepoczwarzania się jedwabnika:
„Robak ten jest to obraz duszy naszej. Naonczas ożywia się ten robak,
gdy ciepłem Ducha Świętego zagrzany, poczyna korzystać z ogólnych
pomocy łaski, których Bóg użycza każdemu; gdy poczyna używać środków,
które Pan w Kościele swoim pozostawił, uczęszczania do spowiedzi,
czytania dobrych książek, słuchania słowa Bożego; są to bowiem
lekarstwa, których skutecznością dusza umarła w grzechach, w
zapomnieniu o Bogu i w okazjach do złego – może wrócić do życia. Wtedy
więc poczyna żyć i dalej żywi się tymże pokarmem i pobożnym
rozmyślaniem, dopóki nie wzmoże się i nie urośnie do tej miary, o której
tu jedynie chcę mówić, bo tamte początki i stopniowe przygotowania
pomijam, jako niepotrzebne do mojego tu założenia. Wyrósłszy zatem,
poczyna ten robak snuć z siebie jedwab i budować dom, w którym ma
umrzeć. Domem tym dla duszy – jak to pragnęłabym jasno wytłumaczyć –
jest Chrystus” (5M 2, 3-4)[107].
„Pewnego dnia, a było to w wigilię Zesłania Ducha Świętego, po Mszy schroniłam się na miejsce samotne, gdzie często przebywałam na modlitwie i wziąwszy do rąk dzieło jednego Kartuza, czytałam w nim fragmenty odnoszące się do jutrzejszej uroczystości. Natrafiłam na objaśnienie znaków, po których ma się poznawać obecność Ducha Świętego bądź w początkujących, bądź w postępujących, bądź w doskonałych. Rozważając pilnie wskazane tam znaki tego trojakiego stanu i stosując je do siebie, przyszłam do wniosku, że o ile mogę sądzić o sobie, snadź z łaski i miłosierdzia Boga jest we mnie Duch Święty, za co poczęłam czynić Mu dzięki najgorętsze. […] W ciągu takich rozważań moich nagle, bez żadnego wiadomego mi powodu, przyszło na mnie wielkie uniesienie ducha.
Miałam uczucie, jak gdyby dusza moja, nie czując się zdolną znieść takiego szczęścia niezmiernego i jakoby nie mogąc wytrzymać w ciele, siłą wyrywała się z niego. Uniesienie to w inny sposób niż zwykle, jak mi się zdawało, na mnie działające, tak było gwałtowne, że niepodobna było opanować go, a duszę czułam w sobie tak do dna wstrząśniętą, że nie wiedziałam, co jej jest ani czego chce. Siły tak mię zupełnie odeszły, że siedząco nie mogłam się utrzymać i musiałam się oprzeć o ścianę. W tejże chwili ujrzałam nad moją głową gołębicę, różną bardzo i większą od naszych ziemskich gołębi. Miast pierza miała na skrzydłach jakby łuski z masy perłowej, silny blask z siebie wydające. Zdawało mi się, że słyszę szelest poruszania tych skrzydeł. Tak unosiła się nade mną przez czas jednego Zdrowaś Maryjo, aż dusza moja, gubiąc się w zachwyceniu i ją straciła z oczu.
Duch się uspokoił, czując w sobie gościa tak miłego, choć zdawałoby się, że taka cudowna łaska powinna go była raczej zatrwożyć i przerazić. Ale wobec rozkoszy z niej płynącej trwoga ustąpiła miejsca. Ledwo zakosztowałam tej rozkoszy, uczułam w sobie spokój nadziemski i tak pozostałam w zachwyceniu. Chwała tego zachwycenia była ogromna. Większą część świąt chodziłam tak pogrążona w sobie i nieprzytomna, że nie wiedziałam, co z sobą począć ani jakim sposobem taka niezmierna łaska i szczęśliwość może się we mnie zmieścić. Nic prawie nie widziałam ani nie słyszałam od tej wielkiej szczęśliwości i rozkoszy wewnętrznej.
Od onego dnia czuję w sobie bardzo wielki postęp, nierównie wyższy stopień miłości Bożej i nierównie silniejsze w cnotach utwierdzenie. Chwała bądź Panu i dziękczynienie za nieskończoną dobroć Jego na wieki, amen” (Ż 38, 9-11)[108].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz